top of page

Jesteśmy tym co myślimy i czym żyjemy

Nieznany Świat

Ze Zdenkiem Domančićem – laureatem Nagrody Honorowej Nieznanego Świata za 2013 r. – rozmawiają Marek Rymuszko, Anna Ostrzycka i Anna Grabska-Walczuk

NŚ: Witamy w Polsce w potrójnej roli: prowadzącego seminarium na temat własnej autorskiej metody terapii, bohatera książki napisanej przez profesora nauk medycznych Radovana Starca, która właśnie ukazała się na naszym rynku, i laureatem tegorocznej Nagrody „Nieznanego Świata”, so na razie zresztą jest tajemnicą. Gdyż oficjalnie ta decyzja zostanie przez na ogłoszona w grudniowym wydaniu miesięcznika. No ale pan już o niej wie… (rozmowa odbyła się 26 września a podpisy pod dyplomem dla Domančića złożyliśmy 1 listopada – przyp. Red.).

ZD: A ja dziękuje za wyróżnienie, przyznane mi przez cenione poważane w Europie czasopismo. To dla mnie wielka radość i inspiracja do dalszej pracy dla dobra chorych.

NŚ: W związku z zapowiedzianym przyjazdem do Warszawy – w sierpniowym numerze poświęciliśmy Pana działalności terapeutycznej obszerny blok publikacji. Znamy wiele osób zajmujących się w Polsce i na świecie terapiami energetycznymi oraz duchowymi, przy czym są to ludzie o głośnych nazwiskach, jednak musimy przyznać, że na ich tle wydaje się Pan postacią szczególną. Po zapoznanie się doświadczeń i testów naukowych, jakimi był Pan podawany – a są one niezwykle znaczące, jeśli chodzi o ich rezultaty, o czym można przeczytać m.in. w książce profesora Radovana Starca „Leczenie bioenergią według metody Zdenka Domančića“ – określiliśmy Pana mianem przypuszczalnie najrzetelniej i najlepiej przebadanego healera na świecie. Natomiast kierowane przez Pana centrum w Bledzie pod Lubljaną, a przede wszystkim powołana do życia instytucja oświatowa w obrębie której kształci się bioenergoterapeutów metodą Domančića w systemie kilkustopniowego nauczania, to w Europie swoisty ewenement.

ZD: Stworzenie tej placówki, której jestem współzałożycielem, zawdzięczamy państwu chorwackiemu.

NŚ: Słoweńskiemu.

ZD: Nie, chorwackiemu. Pod jej aktem założycielskim podpisane są chorwackie ministerstwa oświaty oraz zdrowia. Natomiast Słowenia jest dla mnie bazą i punktem oparcia od ponad 20 lat.

Klinika w Bledzie została pomyślana tak, że przyjeżdżają do niej tysiące ludzi, których leczymy moją metodą, a jednocześnie prowadzimy tam szkolenia oraz seminaria dla terapeutów z całego świata. O taką możliwość – mówię tu zarówno o systemie kształcenia, jak i stworzeniu centrum komplementarnego leczenia – walczyliśmy blisko 30 lat. Nie było to łatwe, ale w końcu osiągnęliśmy swój cel, a na mojej metodzie mogą naukowcy mogą robić dziś doktoraty. Musieliśmy tylko wszystko wytrzymać – i wytrzymaliśmy. Bo jedna zapałka ma w sobie więcej mocy sprawczej niż tona prochu.

NŚ: Co zdecydowało o finalnym sukcesie? Wiara?

ZD: Wiara ma różne oblicza pozytywne kreujące, ale niekiedy negatywne, destrukcyjne. M.in. właśnie w imię wiary w przeszłości spalono w całej Europie na stosach dziesiątki tysięcy niewinnych kobiet, oskarżając je oto, że są czarownicami.

NŚ: Czyżby i pan spotkał się ze strona Kościoła w swoim kraju z absurdalnymi zarzutami, że w swojej terapeutycznej działalności wykorzystuje energie „nieznanego pochodzenia“, ergo – jak sugerują niektórzy duchowni – o podłożu demonicznym, co trąci średniowieczem?

ZD: Moja metoda ma dziś solidną podbudowę naukową. Natomiast nad takimi postawami i działaniami, o jakich było przed chwilą mowa, nie wolno przechodzić do porządku dziennego, tak jak nie wolno zapomnieć tysięcy niewinnych ofiar, które w wyniku terroru kościelnych ortodoksów straciły życie.

Coś w związku z tym powiem. W swoim czasie przyjechała do mnie delegacja templariuszy, by wręczyć mi odznakę honorowego członka ich organizacji. Nie miałem pojęcia, że są tak elastyczni. Podziękowałem za tę propozycję, ale z niej nie skorzystałem. Powiedziałem, że z szacunku dla moich kolegów i koleżanek, których kiedyś paliliście na stosach, nie chce być członkiem waszej organizacji. Nawiasem mówiąc, każda niewinna ofiara w jakiś sposób wróci, by oddać jej należny szacunek.

Giordana Bruna zgładzono za to, że ośmielił się podważać obowiązujące w jego epoce religijne dogmaty. A czy wiecie, czym jest dogmat? To kłamstwo. Ponieważ w przeszłości przekaźnikiem wiedzy był Kościół, wmawiano ludziom, że Ziemia jest płaska i utrzymują je cztery słonie. Gdy byłem mały, zastanawiałem się, kto żywi te słonie i na czym one stoją. /śmiech/

A mówiąc poważnie. Uważam, że nikt nie ma prawa twierdzić, iż tylko on ma monopol na prawdę. Bóg nie stąpa dwiema nogami, to nie jest Byt podobny podobny do naszego. Bóg jest energią i pamięcią milionów lat. Wszyscy w pewnym momencie złączymy się z tą energią, która jest czystym Bogiem. Stanie się to wtedy, gdy nasze aktualne energie się oczyszczą i nie będziemy musieli więcej uczestniczyć w dramacie zwanym życiem w takim kształcie, jaki znamy obecnie.

A tak już poza tym. Stwórca stworzył mnie, ale również tę rosnącą obok roślinę. Czy to czegoś nie podpowiada?

NŚ: Wychodząc z tego założenia, stworzył także ludzi, którzy tego rodzaje metody leczenia, jak Pańska, równie zajadle, co bez sensu atakują i piętnują.

ZD: Nie należy do tego przywiązywać nadmiernego znaczenia. PRZEMIAN NIE DA SIĘ ZATRZYMAĆ. Dotyczy to także dogmatyzmu środowisk naukowych.

NŚ: Jeśli chodzi o ostanią kwestię, w przypadku Słowenii wyrwa wydaje się potężna, czego świadectwem jest wspomniana książka profesora Starca oraz nazwiska lekarzy i innych przedstawicieli środowiska naukowego widniejące pod protokołami z eksperymentów z Pana udziałem. Nawiasem mówiąc, słyszeliśmy, że profesor Starc ma z Panem przyjechać do Warszawy, by wspomóc promocję swoje książki. Czemu nie dotarł?

ZD: Zatrzymało go w ostatniej chwili, ze względu na ważne obowiązki z pracą w Klinice Kardiologii Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Lublanie, gdzie jest ordynatorem. Na pewno będzie jeszcze okazja, by się z nim spotkać.

NŚ: Jak pan myśli, dlaczego naturalne i alternatywne metody terapii są przez niektórych lekarzy tak uporczywie zwalczane?

ZD: Medycyna naturalna jest tak naprawdę kontynuacją tradycji. Ta tradycja liczy sobie tysiące lat, podczas gdy medycyna akademicka funkcjonuje dopiero od lat dwustu i, co gorsza, zaprzedała się farmacji. Przemysł farmaceutyczny skorumpował medycynę. Powtarzam jeszcze raz, że integralną część naszej placówki oświatowej stanowi Ministerstwo Zdrowia (tak dokładnie w zapisie wypowiedzi tłumaczki – przyp. Red.), a ja jestem im na tyle potrzebny, że wybaczają mi to, co mówię.

NŚ: Jeśli dobrze zrozumieliśmy, Pana wstęp o Kościele, zręsztą zupełnie przez nas nie planowany, ma swoje znaczenie w tym sensie, że instytucja ta rości sobie prawo do limitowania kontraktów człowieka z Bogiem i uzdrawiającą energią. Tymczasem taki limit nie istnieje i nikt nie ma prawa ani kompetencji, by go ustanawiać. Bo to jest dostępne dla każdego człowieka niezależnie od tego, jaką religię wyznaje.

ZD: Próba naruszenia w tej mierze przez niektórych hierarchów kościelnych monopolu ocennego są czystym absurdem. Odwołam się tu do pewnego autentycznego wydarzenia. Kiedy słowieński kardynał Rode (chodzi o kardynała Franza Rode – przyp. NŚ) wyjeżdżał do Watykanu, zaproszono cały korpus dyplomatyczny, a także mnie i moją małżonkę. I wtedy kardynał podszedł do mnie, położył mi rękę na ramieniu i powiedział: Panie Domančiću, znalazł się Pan w całym tym naszym bigosie. Skoczył Pan jak zając w kapustę.

Z kolei inny z kardynałów słoweńskich zapytał pewną osobę, czy to prawda, że Domančić nie wierzy w Boga. Jaka była odpowiedź? Można powiedzieć, że ja rzeczywiście nie wierze w Boga, bo wiem, że On jest (więc nie muszę w niego wierzyć). Jak widać, jest to pewien rodzaj dialogu, który w Kościele słoweńskim toczy się oporami. Powtarzam jednak: przemian zatrzymać się nie da.

Nasz wspólny Ojciec, który wszystko wie i wszystko może, wybrał w mojej osobie jednego nieposłusznego, ale wystarczająco upartego. Właśnie dlatego moim zadaniem jest czynić dobro i mówić prawdę. Nie kłaniam się w pas nikomu oprócz Stwórcy. Jeśli ktoś np. pyta, ile czasu poświęcam na modlitwę, odpowiadam, że codziennie osiem-dziewięć godzin, ponieważ formą modlitwy jest dla mnie to, czym się zajmuję. Moja terapia jest dla mnie postacią modlitwy. W myślach zwracam się do Boga – to jest pewna mentalna konwersacja – prosząc o to, by dał mi siłę pomagać nieszczęśliwym ludziom.

NŚ: Zajmijmy się bardziej szczegółowo Pana terapiami. W filmie „Think about it” („Pomyśl o tym”), który był emitowany przez „Discovery Channel” i BBC, a który obejrzeliśmy, określa się Pan jako „mechanik systemu odpornościowego”. Czy mógłby Pan rozwinąć tę myśl? Czym różni się metoda Zdenka Domančića od innych sposobów i technik pracy z bioenergią?

ZD: Przede wszystkim szczególne jest to, że pozwoliłem ją sprwadzić niezliczoną ilość razy przez naukowców i medycynę. Jej efektywność weryfikowano w bardzo prosty sposób np. kogoś, kto miał problemy z białaczką, badano przed i po terapii. Dzięki temu można było dokładnie przekonać się, jakie ta metoda przynosi rezultaty. Poza tym wypracowaliśmy określone procedury, zarówno merytoryczne jak i etyczne, które zostałe zapisane w postaci siedmiu podstawowych technik w bioenergoterapii według mojej metody (można je znaleźć w naszym skrypcie), do czego dochodzi kodeks etyczny terapeuty. Zgodnie z nim nigdy np., nie mieszamy się do terapii zaordynowanej pacjentowi przez medycynę konwencjonalną.

NŚ: Nigdy? Nawet, jeśli w Pana, Waszej ocenie, jest ona błędna?

ZD: Nawet wtedy. Nie przyjmujemy również chorych, którzy nie mają diagnozy lekarskiej. Kierujemy ich wówczas do lekarza i dopiero po sformułowaniu wspomnianej diagnozy stosujemy naszą terapię, za którą nie pobieramy z góry opłat, pozostawiając je uznaniu i możliwościom samych pacjentów. To tylko niektóre podstawowe zasady, jakimi kierujemy się w pracy.

Generalnie zaś wygląda to tak, że nie jestem tym, który macha rękami, zakłada jakieś cudowne stroje i mówi, że wszystko umie. Umożliwiam natomiast sprawdzanie mojej metody, udowadniam, że jest skuteczna.

NŚ: Chwileczkę. Chcieliśmy jednak, bo to ważne, doprecyzować istotę problemu. Czy Pana metoda to przede wszystkim fizyka czy duch? A może połączenie jednego i drugiego?

ZD: Każda nasza komórka w ciele ma pewną otoczkę, a ciało wokół siebie aurę. Wszystkie te systemy organizmu powstały w oparciu o pewną życiową bazę. Energia, którą wykorzystuję, jest energią poinformowaną. W momencie, gdy system odpornościowy znajduję się w dysfunkcji, trzeba go naprawić. Naprawiamy to samo, tym samym. Korzystamy z tego samego materiału. Nasz organizm składa się z części fizycznej, energetycznej, mentalnej i duchowej. One wchodzą ze sobą w różne interakcje, np. emocje i strona racjonalna (mentalna). Kiedy podejmujemy istotne dla nas decyzje, powinniśmy kierować się rozumem, racjonalnością, a nie emocjami.

NŚ: Jak udało się doprowadzić do tego, że przeprowadzono z Panem tak ważne badania w Instytucie Onkologii w Lublanie i kilku innych placówek naukowych? Pytamy o to ponieważ wyniki tych eksperymentów są rewelacyjne (o czym szerzej w bloku publikowanym w nr 8 NŚ i książce profesora Starca – przyp. red.). Trudno przy okazji oprzeć się gorzkiej refleksji, że w Polsce byłoby w ogóle niemożliwe już samo zainicjowanie podobnych doświadczeń. Tymczasem fakty są takie, że pozostały po nich namacalne dowody w postaci zdjęć i wyników eksperymentów, które robią ogromne wrażenie.

ZD: Gdybym wyleczył w Polsce kilkaset tysięcy ludzi, myślę, że także tutaj można byłoby przeprowadzić podobne badania. W Europie i na świecie problemem jest, że nie ma silnych, charyzmatycznych uzdrowicieli. Na czym ja zbudowałem swoją markę? Na tym, że nie boję się żadnych badań laboratoryjnych, weryfikacji, udziału w naukowych eksperymentów. Nie boje się, bo wiem, jaka jest wartość mojej metody.

Lekarze, którzy przeprowadzali ze mną badania w Instytucie Onkologii, nie mogli uwierzyć w to, że umieszczone w probówkach komórki, które były uszkodzone np. wskutek zmian nowotworowych, dosłownie na ich oczach umierały. Kiedy zaś do próbek włożyli komórki zdrowe i zainfekowane, umierały tylko te drugie, natomiast zdrowe pozostały żywe. W tym momencie dotychczasowa wiedza (nauka, intelekt) staje się bezradna, nie potrafi tego wytłumaczyć. Bo na naszych oczach kreuje się coś, co możemy nazwać cudem. A cud tak naprawdę jest przywilejem ludzi zwyczajnych. /śmiech/

NŚ: Gdyby sprowadzić to, co Pan mówi do pewnej syntezy, wyglądałoby ono tak, że właśnie skuteczność terapeutyczna spowodowała, iż zaczęto prowadzić z Panem badania… zgadza się?

ZD: Zapewne znane jest Państwu eksperyment który, przeprowadziłem z udziałem stu dwudziestu diabetyków z gangreną w postaci suchej i mokrej. Ci ludzie czekali na amputacje kończyn dolnych. To doświadczenie obserwowało niejako na żywo ponad 400 lekarzy i naukowców, a wszystko, co się działo w jego trakcie, dokumentowano w postaci zdjęć i filmów. I na tych zdjęciach widać, jak rany się zmniejszają. Wszyscy chorzy zaczęli chodzić, ani jeden nie potrzebował amputacji. Dziennikarz Dražen Jakčin napisał później na ten temat książkę (Uzdrowiciel Domančić, leczenie bioenergią – raport z badania naukowego – przyp. red. NŚ)

NŚ: Jest Pan niewątpliwie człowiekiem dużej wiary, uważając, że gdyby mieszkał w Polsce, w obliczu Pana efektów terapeutycznych podjęto by eksperymenty i doświadczenia. Otóż nic by się nie działo, bo tzw. medyczne autorytety zakwalifikowałyby całą rzecz jako efekt placebo, co cały czas robią, obracając w dyskusjach publicznych tym pojęciem niczym plackiem na patelni.

ZD: Jakie placebo? O czym Państwo mówią? Kiedy próbowałem wyjaśnić, czym jest ta życiowa energia, zatopiliśmy węglan wapnia (Domančić powiedział dosłownie: calcium carbonate – przyp. red.) w roztworze wodnym. Robili to najlepsi chemicy w Europie. Okazało się, że one formuję się w kryształki (rekomendujemy lekturę stron 135-136 książki Leczenie bioenergią… – przyp. NŚ), a następnie w kontakcie z energią przeobraża się z postaci krzyształów w formę zalążkową – i to są już formy ze świata roślinnego! Pokazując, że materię martwą można przekształcić w materie żywą, zamknąłem oponentom usta.

NŚ: Jako pismo często ścieramy się z jednej strony, z fundamentalizmem religijnym, z drugiej zaś naukowym. Oba są groźne, ten naukowy również. Generalnie stoimy na stanowisku, że każdy musi mieć wolność wyboru terapii, która mu najbardziej odpowiada. Nikt nie ma prawa nikomu narzucić jaką obrać drogę leczenia, niezależnie od tego, czy to są terapie naturalne, czy farmakologiczne, przy czym, jeśli chodzi o całą filozofię koncernów famaceutycznych, dobrze wiemy, robią one wszystko, by ludzi leczyć, ale nie wyleczyć. To ich nadrzędna idea.

ZD: Wielkie koncerny farmaceutyczne zawładnęły medycyną, korumpując jej przedstawicieli. Od ponad 30 lat zajmuję się doskonaleniem swojej metody i dzięki temu jestem w stanie wyleczyć dziś nie tylko człowieka, ale również roślinę. Moje seminarium ukończyło też wielu lekarzy weterynarii i oni mogą w ten sam sposób leczyć również zwierzęta. Pozostawię po sobie metodę, która będzie obecna wśród ludzi bez względu na rasę, pochodzenie, kolor skóry, czy miejsce, w którym mieszkają.

NŚ: Czy w trakcie eksperymentu, o którym przed chwilą rozmawialiśmy, zakładał Pan, co z tych krzyształów powstanie, czy to było działanie „na żywioł”?

ZD: Miałem świadomość, że powstanie pewna forma życia, ale jakie ono będzie miało kształt, jak będzie wyglądało, nie wiedziałem.

NŚ: Czy Pan zdaje sobie sprawę z tego, co się tu w Polsce, działo w związku z Pana przyjazdem, gdy o nim napisaliśmy? Do organizatorów dzwoniło setki chorych. Stało się tak mimo, iż było wiadomo, że Pan przede wszystkim uczy swojej metody, i tak też będzie podczas seminarium w Warszawie, w trakcie którego razem ze współpracownikami zdoła Pan przyjąć nie więcej niż kilkadziesiąt osób. Zgłosiło się ich ponad tysiąc. Czy związana z tym odpowiedzialność Pana nie przytłacza? Bo straszna ilość ludzkiego cierpienia się przy tej okazji ujawnia. I rzecz najważniejsza: jak Pan interpretuje fakt, że części ludzi udaje się pomóc ale niektórym nie? Jaki mechanizm decyduje?

ZD: Rozstrzygające znaczenie ma stan organizmu człowieka. To jak z akumulatorem w samochodzie. Jeśli poziom jego energii wyczerpie się, mimo że będziemy go po raz kolejny ładowali, akumulator nie zadziała.

NŚ: Dlaczego zdecydował się Pan na założenie własnej kliniki? Mógł Pan przecież pomagać chorym w placówkach publicznej służby zdrowia.

ZD: Kiedy profesor Starc powiedział: – Będziemy teraz pracować razem w słoweńskich szpitalach, odparłem, że nie mogę się na to zgodzić. Dlaczego? Ponieważ medycyna jest zmonopolizowana. A monopol to inaczej dyktatura, która nigdy nie jest dobra i nie kieruje się szacunkiem dla ludzi. Urodziłem się na porodówce w szpitalu, przyjęła mnie położna, więc też jestem w jakimś sensie dzieckiem istniejącego systemu i generalnie nie mam nic przeciwko medycynie akademickiej. Sprzeciwiam się natomiast degeneracji, korupcji i farmaceutycznym zmowom. Moi terapeuci robią to, czego ja ich nauczyłem. Działać w obrębie medycyny akademickiej nie miał bym takich możliwości. Natomiast wybór terapii należy do pacjenta.

NŚ: Jaka jest gwarancja, że ludzie, których Pan nauczył swojej metody, zachowają jej czystość, będą skuteczni i etyczni? Czy są tu zamontowane jakieś bezpieczniki?

ZD: Ta metoda jest opantentowana i stanowi moją własność intelektualną. Zawsze będziemy przeciwstawiać się tym, którzy korzystając z niej, nie kierują się kodeksem etycznym, jaki podpisali. Jedną z takich fundamentalnych zasad, o czym już wspomniałem, jest niewyznaczenie żadnej sztywnej wysokości opłat za terapię. Zostaje to pozostawione woli i uznaniu samego pacjenta, a przy okazji stanowi ważny instrument selkcji przy rekomendowaniu terapeutów tej metody. Dar, który przekazujemy, pochodzi z czystego, otwartego serca, a pieniądze otrzymywane za pracę w oparciu o tę zasadę, nie parzą rąk. W ogóle warto pamiętać, że jeśli komuś odbierasz pieniądze, możesz mieć problemy sam ze sobą. Również ze sowim zdrowiem.

Niczego się nie boję. Czynię dobro. Ponad milion sześćset pięćdziesięciu pacjentów, którzy przewinęli się w moim otoczeniu przez minionych trzydzieści kilka lat, byli miliarderzy i bogaci szejkowie, ale także ludzie biedni i sieroty. Nigdy nikomu nie zadaje pytań na temat jego statusu materialnego, a przez te 33 lata nie wpłynęła na mnie nawet jedna skarga.

Swoją działalność rozpocząłem w Niemczech. W pewnej znanej, bardzo zamożnej rodzinie wyleczyłem jednego z jej członków. Podziękowano mi za to i na tym się skończyło, a ja pomyślałem: jakim jestem kretynem, że nie mam z tego żadnych korzyści. Ale pojawiła się również myśl, że moim zadaniem nie jest wyłącznie leczenie, lecz chodzi o stworzenie czegoś większego, dopracowanie metody, która dziś działa.

Odwołam się ponownie do filmu Think about it. Proszę spojrzeć na nazwiska naukowców, którzy się w tym dokumencie wypowiadają. Do małego Zdenka przyjechał, by się z nim spotkać, jeden z polityków izraelskich. Tak samo było w Wiedniu. Wybitny muzyk tamtejszej filharmonii chorował na stwardnienie rozsiane i przed koncertem szukał mnie w foyer. Potem szliśmy do garderoby, gdzie leczyłem mu palce, by mógł dalej grać. To jest bardzo prosta metoda; ona wygląda spektakularnie, ale działa. Inny przykład. W tym filmie występuje mieszkanka Izraela, której wyleczyłem chroniczne zapalenia pęcherza i krwawienia. Chodziło o terapię na odległość: podczas gdy ja byłem na jednej z chorwackich wysp, ta kobieta przebywała w Tel Avivie. Wszystko trwało około 10 minut, a z moczu zniknęła krew. Mam za sobą bardzo wiele takich doświadczeń.

NŚ: Można by było zaryzykować twierdzenie, że pełni Pan podwójną rolę. Po pierwsze: pomaga chorym swoją metodą, a po drugie, próbuje uświadomić, że ludzkość straciła coś, co było jak gdyby naturalną, immanentną częścią naszego istnienia na planecie. Chodzi o dostęp do inteligentnej, ożywczej energii…

ZD: Mogę się zgodzić na rolę człowieka, który dzięki swojej metodzie pomaga leczyć ciężkie choroby. Ale jednocześnie chciałbym pokazać innym to, o czym sam się przekonałem: że można przekroczyć granice ludzkiej świadomości, poza którymi jest coś, z czego nie zdajemy sobie sprawy, ponieważ moc i potencjał naszego mózgu nadal pozostają wielką zagadką.

NŚ: Chętnie byśmy w przyszłości przyjechali do Bledu, by zobaczyć, jak funkcjonuje na co dzień Pana centrum. To możliwe?

ZD: Serdecznie zapraszam.

NŚ: Na końcu chcielibyśmy poprosić, by przekazał Pana coś bezpośrednio od siebie naszym Czytelnikom. Są nimi ludzie, których droga życiowa i duchowa jest taka, iż wierzą w tego rodzaju terapie. Liczymy, że Pan ich w tym utwierdzi i doda otuchy w codziennym życiu.

ZD: Przesłanie, które które chciałbym przekazać, brzmi następująco: Jesteście tym, co myślicie i czym żyjecie. Uwierzcie w siebie.

NŚ: Dziękujemy za rozmowę.

Tłumaczenie symultaniczne z języka chorwackiego wywiadu ze Zdenkiem Domančićem, jaki przeprowadziliśmy 26 września w warszawskim Novotelu, zwadzięczmy Pani Joannie Dróżdż, której dziękujemy z profesjonalizm i wydatny wkład w sprawny przebieg trzygodzinnej rozmowy. Z konieczności na łamach mogliśmy zaprezentować jedynie jej najistotniejsze wątki.

Zdjęcia: Tomasz Durlak

Pasek na dół strony.png
bottom of page